Jiufen, Tajwan. Spacer w chmurach
Autobus mozolnie pokonuje kolejne kilometry. Wspinamy się coraz wyżej i widzimy coraz mniej. Chmury zaciskają się koło nas jak tłum na koncercie. Mgła robi się gęsta i przypomina tłuste mleko. Siąpiący deszcz tworzy mazaje na oknach, a ja próbuję wypatrzyć chociaż fragment oszałamiających widoków, które podobną towarzyszą jeździe autobusem do Jiufen. Cóż, nie dla nas tym razem…
Dziewięć części i pierwsze odkrycie
Jiufen to małe miasteczko na północy Tajpej. Mekka dla japońskich, chińskich i tajwańskich turystów. Na początku jednak nic nie zapowiadało, że zamieszkałe przez zaledwie dziewięć rodzin Jiufen (skąd zresztą wzięła się nazwa, Jiufen oznacza bowiem dziewięć części) wyróżni się czymś szczególnym. Było takim samym miasteczkiem jak dziesiątki innych górskich osad. Jak zwykle karty rozdał przypadek. W XIX wieku na Tajwan dotarła gorączka złota, a Jiufen i okoliczne wsie prawie z dnia na dzień stały się ważnym ośrodkiem górniczym. Górniczy szał zbiegł się w czasie z japońską kolonizacją wyspy, co przyspieszyło industrializację regionu. Jiufen z sennej wioski przekształciło się szybko w pełne życia miasteczko. Jednak era złota nie trwała wiecznie. Wraz z upadkiem japońskiej dominacji, skończyła się też gorączka, a przemysł wydobywczy stopniowo się kurczył aż w w latach 70-tych XX wieku definitywnie zamknięto kopalnię złota. Jiufen znowu popadło w marazm i wróciło do statusu małego, niczym nie wyróżniającego się miasteczka.
Film i drugie odkrycie
Jednak jak można zapomnieć o Jiufen? Malowniczo położone na zielonych wzgórzach i zerkające wprost na ocean, cieszy się wyjątkowym położeniem. Kiedy nagle znikają chmury, moim oczom ukazuje się widok, którego nigdy nie zapomnę. Poszarpana linia brzegowa i gra świateł u stóp soczyście zielonych pagórków wyrastających wprost z oceanu! Ulotność dodaje magii. Po chwili mgła pochłania wszystko i pozostaje tylko to, co zdołał uchwycić mój aparat i oczy.
Takie widoki nikogo nie pozostawiają obojętnym i trudno się dziwić, że w końcu miasteczko zostało „odkryte” po raz drugi. Tym razem odkrywcą został przemysł filmowy. Zaczęło się od tajwańskiego reżysera, Hou Hsiao-Hsien i jego filmu „Miasto ciszy”. Nakręcony w Jiufen, stał się krajowym hitem, a Tajwańczycy zaczęli masowo przyjeżdżać do Jiufen, żeby zobaczyć na własne oczy to, co tak urzekło ich na kinowym ekranie. W 2001 roku znany na arenie międzynarodowej japoński filmowiec Hayao Miyazaki wykorzystał starówkę Jiufen jako miejsce akcji dla swojego anime „Spirited away: w krainie bogów”. Film pobił rekordy popularności nie tylko w Japonii, a Jiufen z dnia na dzień stało się sławne. Do dzisiaj zresztą japońscy turyści są, obok chińskich, najliczniejszą grupą odwiedzającą Jiufen.
Kiedy leje jak z cebra
Kiedy wysiadamy z autobusu leje jak z cebra. Niezrażeni, rozkładamy parasole, zapinamy kurtki i ruszamy zwiedzać Jiufen. Kiedy dochodzimy do głównej handlowej uliczki, nie jesteśmy w stanie iść. Dajemy się ponieść tłumowi, który niesie nas lekko pod górę w otoczeniu kramów, sklepików i restauracji. Czuję się otumaniona. Jest głośno, duszno i bardzo jasno. Nie powiem, słyszałam, że Jiufen jest popularne wśród turystów, ale liczyłam, że potop, który leje się z nieba już trzeci dzień ostudził zapały zorganizowanych wycieczek. Niestety moje życzenia były złudne. Chińczycy i Japończycy przybili licznie. Na ogromnym parkingu liczymy pięćdziesiąt autokarów. Pięćdziesiąt!!! W miasteczku, które jest dosłownie kilkoma ulicami na krzyż.
Flip Flop – oaza w Jiufen
Strategicznie wycofujemy się i chowamy w hostalu. Mamy szczęście. Mieszkamy w cudownej oazie ciszy i spokoju. Czasami szczęście znajduje nas samo. Flip Flop Hostel Jiufen zaproponował nam nocleg kiedy szukaliśmy miejsca na przezimowanie (typowy work exchange). Nie chcieli nic w zamian. Po prostu spodobał im się mail, który im wysłaliśmy. Pobyt w tym hostelu miał być naszym pożegnaniem z Tajwanem – powiewem luksusu i nostalgii w nasz ostatni weekend przed wylotem do Japonii. I nie mogliśmy lepiej trafić.
W ciągu dnia kiedy lało, a tłumy turystów przelewały się przez Jiufen jak hordy Mogołów przez Azję za Czyngis Chana, słuchaliśmy muzyki, oglądaliśmy seriale i obserwowaliśmy pędzące chmury z zacisza naszego ciepłego pokoju w hostalu Flip Flop. Wieczorem kiedy turyści wracali do Tajpej, wychodziliśmy na spacer. Ciemne uliczki Jiufen oświetlone tylko czerwonymi chińskimi lampami dodawały klimatu rodem z filmu grozy. Czekaliśmy, że zza rogu wyskoczy na nas Drakula albo inny Candyman. Wreszcie mogliśmy też cykać zdjęcia! Można było też rozłożyć parasol i iść we własnym rytmie. Dlatego też zdecydowanie odradzamy jednodniowe wycieczki do Jiufen. Zostańcie tam na noc. Poczujecie prawdziwy klimat tego urokliwego miasteczka i zobaczycie jak bardzo różni się „dzienne” i zatłoczone do granic niemożliwości Jiufen od wieczornego i nocnego, kiedy na ulicach nie ma prawie nikogo.
- Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
- Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
- Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.
Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
This Post Has 0 Comments