skip to Main Content
Pamir Highway

Początek Pamir Highway i nostalgia w Tadżykistanie. Duszanbe – Chorog

Mam łzy w oczach. Tyle lat marzyłam o Pamirze i Pamir Highway, że teraz kiedy jest w zasięgu ręki, czuję wzruszenie i zachwyt. Wiem, że jestem całkowicie nieobiektywna, ale te 12 godzin, które spędziłam w toyocie landcruiser pokonując trasę między Duszanbe a Chorog minęły jak z bicza strzelił. Siedziałam przyklejona do szyby chłonąc każdy kawałeczek okolic rzeki Pandż. I ani przez chwilę nie byłam znudzona albo zmęczona, choć owszem spocona i zakurzona. 

Na początku jedziemy asfaltową szosą. Na okolicznych wzgórzach rozłożyły się domy. Tu i ówdzie dzieci sprzedają przy drodze odrobinę warzyw i owoców wyhodowanych w przydomowych ogródkach. Pasą się krowy, owce i kozy. Zbocza pokryte są pasami zielonej trawy i młodych, żółtych zbóż. Nigdy nic szczególnego, a jednak nie mieliśmy takiego widoku od tygodni, jeśli nie miesięcy.   

Pamir Highway

Pamir Highway

Samochód, którym jedziemy to bardzo dobra terenówka, a kierowca prowadzi pewnie i nie szarżuje. Bez problemu pokonujemy kolejne podjazdy, wyprzedzając sapiące ciężarówki. Kiedy zbliżamy się do zbiornika Nurek, zaczyna się robić zdecydowanie bardziej górsko, choć tak naprawdę to, co jest naszym celem, zaczyna się jakieś 50 km za Kulob, trzecim największym miastem Tadżykistanu. 

Pamir Highway – czym jest i skąd ta fascynacja?

Pamir Highway, Trakt Pamirski czy M41. Nazwa, która dla wielu jest synonimem przygody i spełnienia marzeń. Mityczna, druga najwyżej położona droga na świecie (albo trzecia – tutaj zdania są podzielone, choć tak naprawdę nie ma to znaczenia – dwie pozostałe to Karakorum Highway i droga z Leh do doliny Nubry w indyjskim Ladakh). Przecina wysokie przełęcze, ośnieżone szczyty i pustynne płaskowyże. Przecina cały Pamir i ciągnie się przez Tadżykistan aż do Kirgistanu.

Zbudowana w latach 30-tych XX wieku przez radzieckich inżynierów, aby zaopatrzyć w to, co najpotrzebniejsze niedostępne wcześniej regiony ZSRR. 

Droga M41 podjeżdża pod samą granicę z Afganistanem. Granica nie jest tutaj zwykłą linią narysowaną na mapie. Granica ma tutaj wymiar geograficzny, społeczny, polityczny i kulturowy. Granica geograficzna to wijąca się wśród stromych ścian rzeka. Przez wiele kilometrów niemożliwa do pokonania. Woda jest bardzo wzburzona, a kotłujące się bałwany – nie do przebycia. Dopiero przed samym Chorog woda się uspokaja, nikną kamienie i wiry. Pojawiają się też mosty, flagi i pogranicznicy – chodzące dowody na to, że przejście przez rzekę to nie tylko krok nad wodą, ale i wejście w inną rzeczywistość, tą zakazaną i odwiedzaną przez nielicznych. Afganistan, jakimi stereotypami i opowieściami nakarmiły nas media, żeby napawał nas takim strachem?

Spoglądając na drugą stronę rzeki nie widzę terrorystów czyhających, żeby nas porwać czy zabić. Widzę ubogich pasterzy i rolników, próbujących przeżyć w tych skrajnie trudnych warunkach. 

To co dla mnie jest chlebem dla duszy, dla nich – codzienną walką. Jałowa ziemia, strzeliste skały i wzburzona woda. Miejsca do życia jest tak mało… Wszystko trzeba wydrzeć przyrodzie. 

Domy na skałach. W pobliży musi być woda. Tam, gdzie jest zielono, są domy i woda. To jedna stała w Pamirze.

Domy wyglądają jakby zaraz miały spaść w ciemną otchłań wzburzonej wody. Przyklejone do skały przypominają brunatne pudełka zapałek. Wyobrażam sobie, że życie musi być tam, po drugiej stronie, bardzo trudne. Nie widzę słupów wysokiego napięcia. Czasami dojrzę baterię słoneczną, to pewnie z amerykańskich darów. 

Nie ma też wodociągów, więc wodę trzeba nabrać ze studni albo wprost z rzeki, a potem wnieść po stromych zboczach. Pola uprawne trzeba wykuć w skale, nanieść ziemię i modlić się do swojego boga, żeby coś wyrosło. Spacer do sąsiedniej wioski jest sporą wyprawą. 

Pamir Highway na tym odcinku to piaszczysta droga wykuta w żywej skale wisi nad rzeką. Jedno małe osuwisko i nie ma transportu. Nikt nie przejdzie ani nie przejedzie. To widzę po drugiej stronie. Cztery samochody stoją, bo drogę zablokował blok skalny. Od drugiej strony podjeżdża koparka. Pewnie upłynęło dobre kilka godzin odkąd kawał skały runął na drogę, a jednak na przejazd czekają tylko cztery samochody. Po afgańskiej stronie rzeki Pandż ruch jest znikomy. 

Patrzę na mijające za szybą obrazy i przez głowę przelatuje mi tysiąc myśli. Ta izolacja przyciąga mnie, a jednocześnie przeraża. Jak bardzo jestem uprzywilejowana, że mogę pozwolić sobie na takie dywagacje jadąc w wygodnym samochodzie po drugiej stronie rzeki! Mam ten luksus, że mogę zachwycać się krajobrazem i ziejącą z niego pustką bez żadnych konsekwencji, za to z łatwym dostępem do wszelkich udogodnień jakie oferuje nam XXI wiek. 


Ten tekst to zaledwie preludium tego, co czekało nas w Tadżykistanie. Tutaj znajdziesz wszystkie teksty związane z Pamir Highway – klik, a tutaj praktyczny przewodnik z, mam nadzieję, kompletnym pakietem wiedzy nt. Trasy Pamirskiej – klik.  


Po drugiej stronie rzeki czasami przejedzie rozklekotany motocykl, czasami dojrzę starego pasterza z kozami, a czasami grające w piłkę dzieci, szczególnie tam, gdzie rzeka ustąpiła miejsca i pojawiła się plaża z drobnym, szarym piaskiem. To ziemia dzieci, które biegają golutkie rzucając się w osłonięte zakole z przyjemnie chłodną wodą. Niektóre maluchy biegają za piłką, turlając się w piachu, inne dorwały skądś starą oponę i chłodzą rozgrzane ciałka w rzece, uważając, żeby nie oddalić się za bardzo od brzegu. Trzymają się w bezpiecznej odległości od zwodniczego prądu. 

Nie ma mostu – nie ma przejścia. Te dwa światy – tadżycki i afgański są w jakiś sposób bardzo różne, choć jednocześnie bardzo podobne. I po jednej i po drugiej stronie droga zawieszona jest między groźnymi skałami, które unoszą się nad nami, momentami prawie dotykając dachu samochodu a wzburzonymi wodami szarej rzeki. Tak jak wije się rzeka, tak i wiją się drogi. Po obydwu stronach rosną strzeliste topole i żyją ludzie. Do jednych jednak mamy łatwy dostęp. Na innych możemy popatrzeć przez rzekę. 

Tymczasem jedziemy przed siebie, zapyleni do granic przyzwoitości. Spoceni i opaleni. Słońce operuje non stop, a my podskakujemy na wertepach, choć droga, która miała być żywym koszmarem okazuje się dużo lepsza od innych, które pokonaliśmy w tej podróży (jak chociażby na indonezyjskiej Sulawesi czy w indyjskim Ladakh). Jest oczywiście dziurawa. Momentami to szutrowy trakt, ale generalnie jedziemy po asfalcie, czasem bardziej kamienistym, czasem mniej. Samochód pokonuje kolejne kilometry sprawnie, a nasz kierowca utrzymuje prędkość w granicach 60 – 80 km. Przygotowani na drogę z piekła rodem, jesteśmy mile zaskoczeni. 

Pamir Highway

Każda komórka mojego ciała rozpływa się w nostalgii. Dotarłam tutaj! Jestem nad rzeką i jadę Pamir Highway. Rozglądam się dookoła i widzę surowe piękno, które przenika mnie na wskroś. Nie przeszkadza mi nawet muzyczny miks, który zdaje się być bonusem oferowanym nam przez kierowcę. Słuchamy zatem smutnych pamirskich pieśni, rosyjskiego hip hopu i piosenki o „krasywej żenszynie”, latynoskiego regetonu i tadżyckiej muzyki biesiadnej. Czy ktoś mógłby wymyślić bardziej międzykulturową mieszankę??? I tutaj widzę pozytywy. Patrząc na otaczające mnie góry, myślę sobie, że mało co pasowałoby bardziej jako podkład muzyczny niż pieśń o „naszym pięknym Badachszanie”. Bo Badachszan jest piękny. Nie można się nie zgodzić. 

C.d.n.

Pamir Highway

 Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!

The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »