Świątynia Ciyou i dzielnica Songshan (Tajpej), czyli słów kilka o taoizmie
Rano budzi mnie deszcz. Krople uderzają o parapet, choć niby miało być słonecznie. Pogoda w Tajpej jest bardziej zmienna niż w Polsce. Czasami w ciągu jednego dnia temperatura potrafi spaść i potem wzrosnąć o 15 stopni, może świecić piękne słońce, a zaraz po chwili lać deszcz. Ciężko przez to cokolwiek zaplanować, ale co zrobić – taki urok zimy na Tajwanie. Nie poddajemy się jednak i po pościeleniu kolejnej porcji łóżek, wsiadamy w autobus 204 i jedziemy do dzielnicy Songshan, czeka na nas świątynia Ciyou. Chwilowo przestaje też padać!
Dzielnica Songshan, Tajpej
Wysiadamy przy stacji metra Songshan. Nazwa przystanku, pętli i dzielnicy, która chyba dość rzadko figuruje na liście miejsc do zobaczenia w Tajpej, a szkoda, bo to tutaj znajdują się dwie genialne atrakcje: świątynia Ciyou i nocny targ na ulicy Raohe (Raohe Street Night Market).
Muszę przyznać, że jadąc autobusem nie mieliśmy wygórowanych oczekiwań. Widzieliśmy już sporo świątyń i nocnych targów na Tajwanie. Nie oszukujmy się, w kwestii świątyń taoistycznych jesteśmy ignorantami. Podziwiamy je jak typowi laicy, koncentrując się na artystycznej stronie, nie mając pojęcia o duchowym znaczeniu tego, co widzimy. Dlatego do świątyni Ciyou podchodziliśmy jak do kolejnej świątyni, a ona zaskoczyła nas pod każdym względem.
Świątynia Ciyou
Po pierwsze, wielkość. Stanęliśmy jak wryci kiedy wyłoniła się za rogiem. Ogromna… i pełna ludzi! Dookoła wiatr poruszał czerwone lampiony a my nerwowo cykaliśmy zdjęcia taoistycznemu gigantowi (6 poziomów!!!) spoglądając z niepokojem na czarne niebo. I oczywiście z nieba spadł deszcz, ogromne krople prawie sprawiały nam ból, kiedy biegliśmy w stronę wejścia do świątyni, ale zdążyliśmy zanim woda dostała się do aparatu.
Kiedy weszliśmy, nie do końca wiedzieliśmy czy wybraliśmy właściwe wejście. To świątynia Ciyou czy jakaś przepakowalnia? Bo owszem niektórzy pochylają głowy i zapalają kadzidełka, ale inni składają w kostkę ubrania. Koszule, podkoszulki, spodnie. Wszystko leży na wielkim stole. Każdy zestaw osobno, z przypiętą kartką i dziwną czerwoną pieczęcią. Nie mamy pojęcia co to znaczy i po raz kolejny czujemy się głupio w tajwańskiej świątyni.
Jedno wiemy na pewno. Taoistyczne świątynie są naszymi ulubionymi. Oryginalne, bogato zdobione i kolorowe. Pachnące kadzidełkami i dymem, pełne różnych ołtarzy przy których stoją tace ofiarne z owocami, słodyczami i innymi drobiazgami. Figury rzeźbione w drewnie, kolorowe malowidła, posągi – w taoistycznej świątyni bodźce dochodzą do nas zewsząd. Rzucane o ziemię drewniane kości, które mają pomóc w podjęciu decyzji, masowo palone kadzidełka, miarowo recytowana mantra, kolory, które bombardują nas zewsząd.
To tutaj miesza się sacrum i profanum. To tutaj też nigdy nikomu nie przeszkadzamy. Możemy swobodnie chodzić gdzie tylko nam się podoba. Zaglądać w każdy zakątek i podglądać modlących się Tajwańczyków. Wskazywać palcem i uśmiechać się do siebie i do nich. Tajwańczycy zawsze odpowiadają życzliwym uśmiechem i skinieniem głowy, jak gdyby dając nieme przyzwolenie, żebyśmy kontynuowali naszą wizytę. W taoistycznej świątyni można znaleźć podniosły nastrój religijnej duchowości, ale jednocześnie zawsze jest miejsce na normalność: spojrzenie na telefon czy porozmawianie z sąsiadem. Nie ma napięcia, formalności i surowości, jakich często wymagają inne religie.
Vincent, kopalnia wiedzy
Spacerujemy oglądając kolorowe lampiony w kształcie krokodyla, ryby czy (a jakże!) świni. Kiedy na drugim piętrze stajemy podglądając modlących się Tajwańczyków zaczepia nas pracownik świątyni. Tradycyjna rozmowa: skąd jesteśmy, czy podoba nam się na Tajwanie, etc. Ale jest w tym człowieku coś, co zachęca nas do zadawania pytań. Niewiele myśląc wskazujemy na ołtarz, przed którym stoimy. W świątyni taoistycznej jest wiele ołtarzy i każde bóstwo odpowiada za co innego. Trudno jednak zgadnąć, bo mało jest w tym wszystkim symboliki (przynajmniej dla nas, taoistycznych ignorantów), albo raczej my nie potrafimy jej odczytać.
Vincent (bo tak ma na imię nasz nowy przyjaciel) z chęcią zabiera się do wyjaśnień. Okazuje się, że stoimy przed ołtarzem, który jest poświęcony bogini płodności. Przychodzą tutaj głównie młode kobiety, które starają się zajść w ciążę. Inne proszą o zdrowia dla swoich nienarodzonych dzieci. Taki ołtarz jest podobno elementem standardowym świątyń taoistycznych na Tajwanie. Ale ten, który mamy przed oczami wyróżnia się jednym ważnym elementem. Obok bogini stoi bowiem niewielka figura śmiertelniczki. To Tamu, mieszkanka Songshan i położna, która lata temu bezinteresownie pomagała kobietom. Ich wdzięczność była tak ogromna, że po jej śmierci postanowiono włączyć ją w panteon bóstw. I tak Tamu stanęła na ołtarzu w doborowym towarzystwie. Obok niej stoją „babcie” opiekujące się dziećmi, a także sama bogini.
Vincent powoli się rozkręca i zaczyna sam z siebie wyjaśniać znaczenie poszczególnych ołtarzy, opisując co znajduje się na każdym piętrze i z cierpliwością godną Dalajlamy odpowiada na każde nasze pytanie. Głupio mi jednak wyciągnąć notes i tym bardziej dyktafon. Nerwowo staram się więc jak najwięcej zapamiętać, ale nazwy bóstw mieszają się w głowie. To, co najbardziej zapada mi w pamięć to doczesność i praktyczność taoistycznej świątyni. Nie trzeba mieć wielkich dylematów albo wzniosłych idei, żeby wpaść na chwilę i odprawić rytuał. Taoistyczna świątynia jest odpowiedzią na codzienne problemy i zagwozdki. Panteon taoistycznych bóstw jest ogromny i każdy znajdzie odpowiednią świętość, która pomoże w rozwiązaniu problemów. Wystarczy zapalić kadzidełka, okazać szacunek i poprosić o przychylność przy odpowiednim ołtarzu. Innym dla radców podatków, biznesmenów, nauczycieli, lekarzy, młodych par starających się o potomstwo czy zakochanych bez wzajemności.
Taoizm
Ale czym taoizm? Vincent wyjaśnia, że taoizm jest szukaniem harmonii i równowagi między dobrym i złem, czyli innymi słowy jest dao, nazywanym też tao. W przeciwieństwie do konfucjonizmu, taoizm podkreśla znaczenie wolności i spontaniczności. Zachęca do kwestionowania ogólnie przyjętych schematów, premiując oryginalność. Będąc wyznawcą taoizmu, wierzymy w duchy, bóstwa i demony, których panteon jest ogromny* i w dodatku dynamiczny – nowe postacie pojawiają się regularnie – jak wspomniana wyżej Tamu czy Matzu, o której pisałam przy okazji naszej wizyty w Tainanie (klik tutaj).
Świątynia Ciyou w Songshan idzie z duchem czasu. Papierowe pieniądze można kupić przy wejściu płacąc zbliżeniową kartą ipass, podobnie jak gotowe już kosze ofiarne. A stemplowane ubrania, które tak zaskoczyły nas przy wejściu do świątyni to nic innego jak przyciąganie szczęścia i dzielenie się z innymi tym, co się ma. Równiutko poskładane i stemplowane ubrania trafią do potrzebujących. Podobnie jak fundusze z datków i ofiar – te przeznaczone zostaną na stypendia dla młodzieży.
Blisko dwie godziny spędzone w świątyni mijają w okamgnieniu. Prawie cały czas towarzyszył nam Vincent, który na koniec wręczył nam siatkę „pobłogosławionych” pomarańczy. Zgodnie z jego rekomendacjami udaliśmy się na pobliski nocny targ. Choć lało jak z cebra, udało nam się wrzucić na ząb pyszne pierożki z warzywnym nadzieniem, a także stwierdzić, że Raohe Street Night Market jest znacznie przyjemniejszy (bo mniejszy i łatwiejszy do nawigacji) niż słynny Shilin Nigh Market. Ale wiadomo, każdy ma swoje zdanie i ulubiony targ nocny, przynajmniej na Tajwanie 😉
*Zainteresowanych odsyłam do dwóch artykułów w jęz. angielskim, gdzie szczegółowo opisano najważniejsze bóstwa taoistyczne: http://www.chebucto.ns.ca/Philosophy/Taichi/gods.html i http://www.china.org.cn/english/daodejingforum/208124.htm
- Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
- Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
- Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.
Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
właśnie jesteśmy w Taipei i ta świątynia, dzięki Waszej rekomendacji, była pierwszym miejscem, do którego się udaliśmy 🙂 cudo!
Juhhuuuu…. Jak bosko przeczytać taki komentarz!!! 😀 😀 Ścisk wielki ze Stambułu i bawcie się dobrze na Tajwanie (zjedzcie też za nas kilka baozie)!!
haha, baozi nie jedliśmy, bo wciąż mamy przesyt po Chinach, ale za to zjedliśmy tonę smażonych,tajwańskich pierożków 🙂
tez uwielbiam swiatynie taoistyczne, moim zdaniem sa najciekawsze. zdjecia tej swiatyni zachwycajace, naprawde 🙂
Gosiu, bardzo dziękuję!!! Miodzio na moje uszy (albo oczy w tym przypadku, hahaha). Ściskamy!! P.S. Pytałaś się czy będziemy w PL – będziemy!! Trzeba pomyśleć nad spotkaniem w okolicy Gwiazdki 🙂