Trekking w Nepalu na własną rękę
W Katmandu namiętnie oferuje się dwa trekkingi: dookoła Annapurny (tzw. Annapurna Circuit) i do bazy pod Everestem (Everest Base Camp, w skrócie EBC). Są to najpopularniejsze (czyt. masowe) trekkingi w Nepalu. Wiosną (kwiecień/maj) i jesienią (październik/listopad) tysiące turystów maszerują tymi szlakami. Początkowo myśleliśmy o Annapurnie, bo wydawało nam się, że będzie tutaj mniej turystów, ale zraziliśmy się kiedy usłyszeliśmy, że prawie połowa szlaku biegnie wzdłuż nowo wybudowanych dróg. Chodzenie po Himalajach wśród pyłu i klaksonów to dla nas żadna frajda dlatego zdecydowaliśmy się na EBC. Dużo osób będzie Wam mówiło, że konieczne jest zorganizowanie trekkingu z pomocą agencji. W rzeczywistości jednak jeśli ograniczycie zawartość plecaka, kupicie przyzwoitą mapę (o co w Katmandu nietrudno) i wykażecie się normalnym zdrowym rozsądkiem, nie powinno być problemów. Trekking w Nepalu na własną rękę jest możliwy!
Trzy sposoby na Everest
Są trzy sposoby, żeby zrobić EBC. Pierwszy, najprostszy to lot do Lukli, z której do EBC jest około ośmiu dni marszu (w zależności od naszych zdolności aklimatyzacyjnych). Lot jest jednak koszmarnie drogi – za 40 minut takiej przyjemności Nepalczycy każą płacić turystom 160$ (w jedną stronę). Ze względu na cenę wariant ten odpadł w przedbiegach. Wariant drugi to jeep do Salieri, skąd do Lukli maszerujemy cztery – pięć dni. Trzeci wariant, najdłuższy, to lokalny bus do Jiri lub Shivalaya. Stamtąd maszerujemy około siedmiu – ośmiu dni do Lukli.
Lukla jest kluczowym miejscem, bo tutaj łączą się trzy warianty i od tego miejsca wszyscy maszerujemy jednym szlakiem. Dla turystów idących z Shivalaya (jak my) to bardzo bolesny moment. Po kilku dniach spokoju, ciszy i niezakłócanych niczym widoków, nagle pojawiają się hordy turystów i obładowani do granic możliwości tragarze. Jest głośno, momentami prawie dyskotekowo. Turyści słuchają muzyki na głośnikach, a nepalscy tragarze maszerują w rytmie dźwięków z przenośnych radyjek. Koniec ciszy i spokoju. Po ośmiu dniach wędrówki jesteśmy w formie, ale wymijanie turystów nie przychodzi łatwo. Tłumy idą zarówno do góry jak i w dół. Po godzinie jesteśmy wypompowani. Właśnie wtedy kolano Victora mówi „dość” i musimy zrobić przymusowy postój. Początkowo liczymy, że chwila odpoczynku pomoże, ale kolano boli coraz bardziej, więc cofamy się do najbliższego guesthouse i postanawiamy przeczekać. Niestety rano nie jest lepiej. Czeka nas odwrót. Bolesny, zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie. Victor walczy o każdy krok, ale dochodzimy do Lukli i wracamy samolotem do Katmandu.
Trekking w Nepalu na własną rękę
Na całej trasie rozlokowane są guesthousy, nazywane tutaj „lodge”. Są dwa rodzaje lodgów – dla turystów i dla Nepalczyków. Te dla turystów oferują na ogół dwuosobowe pokoje, a jedzenie wybiera się z karty. W tych dla Nepalczyków śpi się w głównej izbie a do jedzenia jest dal bhat. Ma to swój urok. Jedzenie w lodgach jest dużo droższe niż w Katmandu i trzeba zabrać odpowiednią ilość gotówki, bo bankomatów i kantorów na trasie brak. Średnia cena posiłku różni się w zależności od miejsca (i wysokości) i waha się od 200 – 300 rupii w górę (nie ma górnej granicy, ale słyszeliśmy, że pod EBC dochodzi do ponad 1000 rupii za talerz dal bhat). Posiłki jada się tam, gdzie się śpi i w wielu lodgach nocleg jest wtedy gratis. Płacimy tylko za konsumpcję.
Co warto zabrać z Katmandu:
- tabletki do uzdatniania wody – woda na szlaku jest powszechnie dostępna i jest to dobra górska woda, lecz na wszelki wypadek nie piliśmy jej bezpośrednio ze strumieni, ale uzdatnialiśmy. Chlor nie był wyczuwalny;
- Słodycze i suszone owoce na przekąskę i zastrzyk energii;
- Odpowiednią ilość plastrów, na szlaku trudno kupić dobrej jakości;
My dodatkowo regularnie jadaliśmy domowej roboty ekspresową nocną owsiankę. Przepisem podzielę się w kolejnym poście. Taka owsianka jest rewelacyjna i wszędzie gdzie się pojawimy, robi furorę.
Co jada się na trekkingu?
Jak wspomniałam powyżej w lodgach dla Nepalczyków dostępny jest dal bhat, czyli podstawowy posiłek w każdym nepalskim domu. Dal bhat jada się rano i wieczorem. Ale co to takiego? Podstawowy dal bhat składa się z trzech części: gotowanego ryżu, soczewicy i duszonych lub smażonych sezonowych warzyw. Nepalczycy mieszają wszystko palcami i zajadają ze smakiem. Nam pozostają łyżki. W lodgach dla turystów wybór posiłków jest spory. Na śniadanie można zamówić owsiankę, chleb tybetański (smażony płaski chlebek) z dżemem, miodem lub jajkami. Obiad i kolacja to oczywiście dal bhat, momos (czyli tybetańskie pierożki z mięsnym lub warzywnym nadzieniem gotowane na parze lub smażone), sherpa stew (czyli gulasz szerpy, doskonały warzywny gulasz, często z kluseczkami kładzionymi) i klasyka kuchni chińskiej (chow mein czy smażony ryż z warzywami). Generalnie dania mięsne stanowią rzadkość i są bardzo drogie. Warto więc od czasu do czasu zjeść talerz soczewicy lub innych warzyw strączkowych.
Uwaga! Przygotowanie posiłków trwa długo. Lodge to nie duże restauracje. Posiłki przygotowywane są w przydomowych kuchniach przez jedną gospodynię. Minimalnie czeka się około godziny dlatego warto zamówić jedzenie zanim zrobimy się wściekle głodni. To samo tyczy się śniadań – najlepiej zamówić poprzedniego dnia wieczorem. Powszechnym widokiem jest gospodyni płucząca ryż, a następnie wychodząca do ogródka po kilka liści zieleniny, marchewkę i cebulę. Należy spojrzeć na to z dobrej strony – jedzenie jest zawsze super świeże.
EBC czy inny trekking?
Teraz możemy powiedzieć – zdecydowanie inny jeśli nie lubicie dzikich tłumów. My nie lubimy. Do dzisiaj uważam, że kolano Victora, które odmówiło posłuszeństwa za Luklą, przeraziło się dzikich tłumów, które wypadły na nas zupełnie z zaskoczenia. Po ośmiu dniach relatywnie spokojnej wędrówki, nagle znaleźliśmy się na Marszałkowskiej w godzinach szczytu! Musieliśmy przerwać nasz wymarzony trekking w Nepalu, więc nie powiemy jak jest dalej, ale to co zobaczyliśmy dość mocno nas przeraziło. Gdybyśmy mieli wybierać drugi raz, z pewnością postawilibyśmy na mniej masową wędrówkę. Na uwagę zasługuje Langtang (choć podobno po trzęsieniu ziemi bardzo poszły do góry ceny jedzenia w lodgach) i trekking dookoła Manaslu. Drugi z masowych trekkingów, czyli dookoła masywu Annapurna, został w dużej mierze obudowany siecią dróg, więc wiele osób wybiera jego okrojony wariant – Sanktuarium Annapurny, nazywane też trekkingiem do Annapurna Base Camp. Od innych turystów słyszeliśmy, że również tutaj liczba maszerujących osób jest zatrważająca.
Trekking Shivalaya – Lukla
Przejście tego odcinka zajęło nam osiem dni, z czego jeden dzień odpoczywaliśmy, a ostatniego dnia maszerowaliśmy tylko trzy godziny. Jak wyglądał nasz trekking? Wstawaliśmy wcześnie rano, w zasadzie codziennie coraz wcześniej. Zaczęliśmy o 7, a skończyliśmy na 5 rano. Słońce piekło straszliwie w południe więc chcieliśmy przejść jak najwięcej zanim zacznie się codzienny upał. Maszerowaliśmy 5 – 7 godzin dziennie z odpoczynkami. Czy szlak jest trudny? Wszystko zależy od formy. Jest to tzw. „Nepalese track”, co oznacza tyle, że szlak został zbudowany dla miejscowych – to przede wszystkim oni się nim poruszają. Oni i karawany osiołków, które dzielnie pokonują strome kamienne stopnie, dźwigając butle gazowe, benzynę, mąkę i mnóstwo innych niezbędnych produktów. Charakterystyczną cechą tego trekkingu jest ogromna suma podejść i zejść. Codziennie wspinamy się, żeby zaraz zejść. Nie są to przyjemne trawersy, ale strome podejścia i zejścia. Nepalczycy skaczą po nich jak kozy, my wdrapujemy się sapiąc. Najtrudniejszego dnia pokonaliśmy około 1300 m stromo pod górę, żeby następnego dnia zejść 800 m po bardzo nieprzyjemnych kamiennych stopniach. Czy było warto? Oczywiście!
No dobrze, a ile to wszystko kosztuje?
Wybraliśmy opcję niskobudżetową. Nie korzystaliśmy z usług przewodnika (szlak jest bardzo dobrze oznaczony), a bagaże nosiliśmy sami na plecach. Nie towarzyszył nam tragarz. Przygotowaliśmy się, żeby wydać jak najmniej. Przed wyjazdem zrobiliśmy większe zakupy w dużym supermarkecie poza Thamelem i kupiliśmy:
- płatki owsiane do przygotowania naszej super owsianki (w ilości na około 5 – 6 dni marszu)
- suszone owoce (1 kg)
- masło orzechowe i miód
- snickersy (12 sztuk na głowę) i wafelki małe (12 sztuk na głowę)
- papier toaletowy (3 rolki)
- herbata ekspresowa + torebka nescafe
- tabletki do uzdatniania wody
- kilka zupek chińskich jako jedzeniowy back-up
Dzięki temu w lodgach jadaliśmy tylko śniadania i kolacje. Obiad jedliśmy po drodze i była to zawsze owsianka. Staraliśmy się nie płacić za noclegi, tylko negocjować z właścicielami – posiłki za nocleg. W wielu przypadkach się udawało, a tam gdzie było trudniej, na ogół płaciliśmy symbolicznie około 100 rupii. Jeśli chodzi o opłaty obowiązkowe – zgodnie z obowiązującymi przepisami każdy turysta zaczynający trekking dookoła Annapurny lub EBC jest zobowiązany wyrobić kartę TIMS, której koszt to 20$. My nasze karty wyrobiliśmy w Katmandu (w biurze Nepal Tourism Board). Uwaga! Nie trzeba zabierać ze sobą dwóch zdjęć – na miejscu można za darmo zrobić zdjęcia (6 sztuk). Więcej info tutaj. Dodatkowo płaci się za wstęp do parków. W przypadku EBC (dłuższy wariant) 20$ w Shivalaya (opisałam ten przekręt poniżej) i 30$ (3300 rupii) za wstęp do Sagarmatha National Park za Luklą. Ceny oczywiście za osobę. Do tego należy doliczyć transport – autobus do Shivalaya (około 800 rupii), jeep do Bandar lub Salieri (1500 rupii), samolot (162$ w jedną stronę).
Nasze koszty bez lotu powrotnego z Lukli wyniosły 1100 rupii (około 10$) na osobę na dzień. Są to wszystkie koszty (jedzenie, bilety wstępu, noclegi, transport busem, taksi na dworzec, etc.). Tak więc można chodzić po Himalajach nie wydając fortuny.
Uwagi końcowe
Jeśli tak jak my zdecydujecie się jednak na EBC i jego dłuższy wariant, gorąco radzimy dojechać busem do Bandar. Nie chodzi nawet o skrócenie trasy (Bandar znajduje się w odległości 1 – 2 dni wędrówki z Jiri i 1 dnia z Shivalaya), ale o czystą oszczędność i nie zapychanie kieszeni pazernych nepalskich urzędników. Jeśli spojrzycie na mapę topograficzną zobaczycie, że mały kawałek terenu między Shivalayą a Bandar włączony jest do nepalskiego odpowiednika naszego parku krajobrazowego. Jest to odcinek, którego przejście zajmuje niecałe cztery godziny i ewidentnie granice parku zostały sztucznie rozciągnięte na ten odcinek szlaku, żeby wyciągnąć pieniądze od bogatych turystów. Nie mówimy o kwocie symbolicznej, ale o 20 dolarach amerykańskich od osoby za cztery godziny wędrówki! Co otrzymujemy w zamian? Najgorzej zaznaczony szlak, jaki widzieliśmy podczas trekkingu i kilogramy śmieci. Nieprzyjemne doświadczenie.
- Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
- Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
- Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.
Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
Nepal oferuje zdecydowanie więcej tras niż tylko kultowe EBC i ABC – absolutnie się zgadzamy! Pięknie i mniej tłocznie jest w Mustangu, na szlaku wokół Manaslu, Kangchenjunga, Dolpo, a nawet na trasach regionu Langtang niezbyt odległego od Kathmandu. Poza trekami warto pomyśleć o innych atrakcjach: raftingu, wycieczce do dżungli lub o odwiedzeniu nepalskich miejsc mocy – my tam nazywamy głównie buddyjskie świątynie (niekoniecznie tylko te opisane w przewodnikach dla turystów). A już przygoda mega to wycieczka i kilka dni spędzonych na nepalskiej wsi. Namaste!
Cześć, zastanawiam się nad wyjazdem ale trochę się obawiam, czy dam radę 🙂 Jak oceniasz, jaka kondycja fizyczna jest konieczna do Nepalu? Czy trekkingi które robiliście są BARDZO wyczerpujące, czy wykonalne dla laika.
Cześć Marta! Powiem Ci, że my też byliśmy słabo przygotowani kondycyjnie i przez pierwsze dwa – trzy dni cierpieliśmy ;D Inna sprawa, że trasa z Jiri/Shivalaya jest męcząca – idzie się ostro pod górę, potem ostro w dół i tak dzień po dniu. Z drugiej strony dzięki temu łapie się kondycję. Kiedy doszliśmy do Lukli biegaliśmy pod górę jak sarenki. Także ja bym się nie stresowała. Po prostu zostaw sobie dzień na regenerację w trakcie, a same odcinki podziel na początku tak, żeby się nie forsować i nie stresować, że nie dojdziesz. Wolniej i spokojniej, własnym rytmem i do przodu. Spotkaliśmy sporo osób, które miały zaplanowany każdy dzień i trekking był jednym wielkim stresem, żeby dojść tam, gdzie się zaplanowało, nawet jak brakuje sił. Nie było czasu na podziwianie widoków czy pogawędkę z Nepalczykami. Były za to kłótnie, straszliwe zmęczenie i nerwy. Trekking ma być przyjemnością, a nie wyścigiem, ale to oczywiście moja filozofia. Powodzenia i trzymam kciuki! Na pewno będzie pięknie 😀
Mam pytanie, bo patrzę teraz na mapę nie jest bliżej i z ominieciem parku z miejscowości Phera?
Macie jakieś podejrzenia, info czy można tak przejść?
Pytam, bo marzy mi się tylko sam przelot A potem zejście. Ale nie mam pojęcia czy da się w ten sposób czy trzeba te 6 dni iść do tego Waszego Bandar! Namaste
Adam, przyznam, że nie mam teraz dostępu do mapy, więc trudno mi cokolwiek powiedzieć. Najlepiej chyba uderzyć na dworzec w Katmandu i sprawdzić czy są jakieś autobusy do Phera. Inna opcja to jeep do Salieri – oszczędzasz kilka dni marszu. Czyli doleciałbyś do Lukli, przeszedł do EBC i wrócił do Salieri. Jeśli pójdziesz przez Gokyo, nie musisz nawet za bardzo dublować trasy, tylko kawałek.
Powodzenia!
Już wszystko wiem. Można z Salleri jeepem 14H
Ja obecnie przed przełącza do Gokyo Namaste
Witam. Chciałbym się dopytać o opcje dojazdu jeepem z kathmandu do salieri. Jakie są koszty przejazdu dla dwóch osób i gdzie w kathmandu szukać takiego przewoźnika. Pozdrawiam maciej
Maciek, trudno mi powiedzieć jak kształtują się w tej chwili ceny. Przewoźnika szukałabym w agencjach w Katmandu, na pewno będzie mnóstwo opcji, tylko trzeba się targować. Tutaj jest ciekawy wątek na ten temat: http://bit.ly/2iBV0ov Może da Ci jakiś punkt odniesienia. Powodzenia!
Hej,
W tym tygodniu jadę do Nepalu – moja podróż życia. Zastanawiam się czy lepiej jest wypłacać kasę w bankomatach (mam kartę z kantoru walutowego Alior) czy też przyjechać z dolarami i wymieniać w kantorach na miejscu. Jakie są Wasze doświadczenia?
Krzysiek, my wypłacaliśmy z bankomatów i nie mieliśmy problemów, choć czasami trzeba było sprawdzić w jednym – dwóch bankomatach, bo w niektórych chciało pobrać prowizję. Wystarczyło przejść do kolejnego. A i jeszcze jedna sprawa – większość bankomatów w Katmandu miała limity dzienne. Nie pamiętam w tej chwili ile one wynosiły, ale zabierając pieniądze na trekking musieliśmy je wypłacać przez trzy dni – jeśli korzystasz z jednej karty oczywiście. Powodzenia, na pewno będzie pięknie!
Jeszcze dodam odnosnie tego zatloczenia trasy.
Najbardziej zatloczony jest oczywiscie etap Lukla-Namche ale nie powinno sie oceniac calego treku przez pryzmat tego jednego dnia (bo w tyle mozna zrobic ta trase, ewentualnie dwa jesli sie nie idzie szybko). Dalej, za Namche, wiekszosc z tych ludzi idzie trasa na wschod (najkrotsza) do EBC. Ale mozna isc od zachodu (Renjo La + Cho La) lub srodkiem przez Gokyo (samo Cho La) i tam tlumy juz nie doskwieraly. Na 20 dni, ktore spedzilem w rejonie (zaczynajac z Jiri i konczac w Lukli lotem) jedynie kilka bylo na prawde zatloczonych… (odcinek Lukla-Namche, pozniej powrot z EBC do Lukli).
Witaj! Jeśli doczytasz cały tekst, zobaczysz, że nie oceniałam całego treku. Ba, napisałam nawet, że:
„Musieliśmy przerwać nasz wymarzony trekking w Nepalu, więc nie powiemy jak jest dalej, ale to co zobaczyliśmy dość mocno nas przeraziło.”
My również mieliśmy w planach zrobić wariant o którym piszesz, konkretnie Gokyo, ale kolano Victora nam to niestety uniemożliwiło. Słyszeliśmy natomiast, że trasa ta czasami może być dość trudna jeśli idzie się samemu. Szliśmy z parą Szwedów i chcieliśmy zrobić Gokyo razem, być może wtedy inaczej wypowiadałabym się nt. tłumów. Generalnie staram się unikać szafowania opiniami o miejscach, których nie widziałam, ale szok, jaki przeżyłam mijając z boku Luklę był spory. I jednak gro z tych ludzi idzie do bazy (choć pewnie część się wykrusza po drodze jak my i nasi znajomi ze Szwecji), więc jeśli nie masz czasu/siły/pieniędzy na przedłużenie trekkingu o Gokyo, to nie pozostaje nic innego jak maszerować z tłumem. Czy warto? Tutaj każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Z mojego punktu widzenia, tego jak lubię chodzić po górach, wolę miejsca być może mniej spektakularne, ale relatywnie puste i tylko utwierdziłam się w tym przekonaniu na trekku. Co nie zmienia faktu, że pozostał nam niesmak, a przede wszystkim niedosyt, bo nie udało nam się dojść tam gdzie chcieliśmy.
Zazdroszczę tych 20 dni! 😉
Piękne zdjęcia!
Bardzo dziękuję!! 🙂
Małe sprostowanie. Bankomatów nie ma ale w Lukli mozna wyciągnąć pieniądze karta z banku z prowizja 2% (zaraz obok „terminala”). Dolary i euro mozna zamienić bez problemu w Namche, w kilku punktach ale po kiepskim kursie i z Mala prowizja (mozna w sklepie tez wyciągnąć pieniądze z terminala karta).
Grzesiek, dzięki za uzupełnienie!! Przez Luklę przemknęliśmy pędem i nie widzieliśmy bankomatu, ale bank owszem!
W Namche jest też bankomat.